Od trzech dni prowadzę badania. Temat rozważań jest banalny - ile kobiet w spódnicy naliczę w drodze do pracy. Przedwczoraj naliczyłam cztery, w tym jedno młode dziewczę w glanach i spódnicy w kratę (dla mnie bomba!). Wczoraj były dwie - jedna po 60tce a druga przed 10tym rokiem życia. Dziś było jeszcze gorzej - tylko jedna pani, w wieku emerytalnym. Pozostałe 99 kobiet miało spodnie. Dlaczego?

Może chodzi o pogodę? Nie widzę związku - czy to dżinsy, czy też spódnica i rajstopy - odczuwalna temperatura jest taka sama, czyli jeśli to zima to jest zimno. A może panie zapuszczają na nogach naturalne futro i nie są chętne aby je publicznie pokazywać (bo trzeba to przyznać publicznie: nie ogolone nogi mniej marzną). To jest już jakiś argument, jednak który pan lubi sarenki. Myśliwy? Poza tym depilacja nóg to jakieś 10 minut roboty, więc argument "nie mam czasu" odpada. Może nie mają dla kogo, bo nie znalazły jeszcze swojego księcia z bajki? A jeśli to jest ten dzień, kiedy mają go spotkać? Nie znacie dnia ani godziny ;)
A może spodnie to wygoda? Lecz czy 99% kobiet ma w głębokim poważaniu własny styl, swój wizerunek i wolą wygodnie i zupełnie niezauważalnie przemykać przez ulice miasta? A może boją się, tylko czego?
Ja dla odmiany a raczej znów w opozycji, bo w sukience. Mój quasi dress code składał się dziś z dwóch rzeczy...