W tym roku poluję na dwie rzeczy. Pierwsza rzecz choć to zupełnie nudny i zalatujący klasyką element ubioru, może być trudna do zdobycia. Jednak tak to już jest kiedy chce się nabyć rzecz stojącą w opozycji do aktualnych trendów. Chodzi o czarne dżinsy tupu bootcut lub jak to się drzewiej* mawiało spodnie-dzwony. Dowcip polega na tym, że we wszystkich sklepach królują te cholerne rurki, które nie każdemu pasują. Powyżej pewnego rozmiaru wygląda się w nich jak kurczak (wielki zadek i chude nóżki) wobec czego jedyną parę takich spodni będącą na stanie mojej szafy zakładam tylko wówczas kiedy potargam ostatnią parę rajstop, co niestety dość często się zdarza. Ech, na temat rajtek mogłabym elaborat napisać, ale nie tym razem. Wracając do spodni, jestem wybrednym klientem więc spodnie dla mnie mają być obcisłe od pasa do kolan i szerokie od kolan w dół. Oczywiście mam w szafie jakieś dzwony, załączam zdjęcie, żebyście mogli się pośmiać (ja się natomiast cieszę, że się w nie mieszczę, jeszcze! ;) ).
Drugi must have ma związek z filmem "Powrót do przyszłości"...
* drzewiej - niegdyś, dawniej
PS. czasami piszę zdaniami-tasiemcami, samo tak wychodzi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz